O nich

Marzena Tadko

PIELĘGNIARKA Z WARSZAWY, Z NAJWIĘKSZEGO JEDNOIMIENNEGO-ZAKAŹNEGO SZPITALA W POLSCE.

Pracowała na kardiologii i nie planowała, że trafi na oddział zakaźny. Życie zdecydowało za nią. Już przestała liczyć, ile razy ciało zmarłego pacjenta musiała zapakować w czarny worek i opisać “pacjent COVID dodatni”. Bardziej niż o siebie boi się o rodzinę – że mogłaby zakazić koronawirusem męża i córki, z których jedna w czasie pandemii przeszła operację wyrostka.

Paweł Kukiz-Szczuciński

PEDIATRA I PSYCHIATRA

Poleciał do Lombardii we Włoszech, najbardziej doświadczonego koronawirusem miejsca w Europy. Choć widział już wojnę w Syrii, ofiary wojen domowych w Afryce i trzęsienie ziemi w Peru, to na misji we Włoszech po raz pierwszy przeszła mu przez głowę myśl, że może nie wrócić żywy. Ale wrócił, przeszedł kwarantannę i poleciał do Tadżykistanu i Afryki, by tam ratować ofiary COVID-19. Na co dzień mieszka w Klonowie pod Kielcami, pracuje w szpitalach w Kielcach i Warszawie. Startował na rzecznika praw dziecka, chciał walczyć z pedofilią i cyberprzemocą.

Jacek Smykał

LEKARZ ZAKAŹNIK Z ZIELONEJ GÓRY

To na niego trafił pacjent zero – pierwszy Polak, u którego test potwierdził zakażenie koronawirusem. Widział niejedną epidemię i już w kwietniu przewidział jesienny wzrost zakażeń w Polsce. Miał być pediatrą, ale na szczęście wkręcił się w zakaźnictwo i leczył pierwszych pacjentów z HIV. Zaraża, ale tylko siłą spokoju i poczuciem humoru. Choć żaden z nich nie poszedł w jego ślady, na oddziale zakaźnym ma wielu wychowanków.

Grzegorz Opielak

PSYCHIATRA Z LUBLINA

Czuł, że pandemia koronawirusa wywoła epidemiczono-psychiczne tsunami. Wkrótce na jego oddział w Janowie Lubelskim trafiła pielęgniarka z atakiem psychozy, który wywołał strach przed koronawirusem, niedoszli samobójcy i ofiary przemocy domowej czasu lockdownu. Sam odreagowuje covidowy stres biegając, a gdy to nie pomaga, to na strzelnicy.

Janek “Yanek” Świtała

RATOWNIK MEDYCZNYZ WROCŁAWIA

Był w medycznym patrolu na Woodstocku, a o swojej pracy rapuje i pokazuje ją na Instagramie. Ale nie wie, jak długo ją wytrzyma on i jego dziewczyna, więc na wszelki wypadek zaczyna właśnie inne studia. Zaprzyjaźnia się z pacjentami. Długo nie wierzył w wirusa z Wuhan i w to, że w ogóle dotrze do Polski.

Tomasz Ozorowski

Przewidział w Polsce epidemię superbakterii. 

Gdy wybuchła epidemia koronawirusa jeździł po Polsce, by pomóc szpitalom przygotować się na koronawirusa. Gdy minister zdrowia zamykał usta medykom, pod nazwiskiem mówił, że “góra” ich wystawiła, i że w jego szpitalu zamiast masek są gogle narciarskie i przyłbice spawalnicze. Wyprowadził się wtedy z domu, by nie narażać rodziny na zakażenie. Dziś znów mieszka razem z żoną i synami, a dom przygotował na to, by dzieci z klasy jednego z synów mogły spędzić u nich kwarantannę. W bagażniku wozi rower i sprzęt do morsowania, ale od początku marca nie wyjął ich ani razu – praca zapewnia mu taką adrenalinę.

Łukasz Majcherowicz

RATOWNIK MEDYCZNY Z KARETKI SZPITALA W NYSIE. Z WYKSZTAŁCENIA SOCJOLOG.

Gdy w trakcie juwenaliów na studiach we Wrocławiu, w otwartym oknie autobusu krzyczał do ludzi: “będziemy Was badać!”, nie wiedział, że to prorocze słowa.  Na trudne sytuacje w pracy zawsze ma jakiś filmowy bon mot z “Samych Swoich” i “Rejsu”. Gdy wybuchła epidemia, pacjenci nigdy jeszcze nie byli tak zdyscyplinowani i mili – nawet poszkodowani w pijackich imprezach na melinach otwierali drzwi w maseczkach i trzymali dystans, a na pożegnanie krzyczeli: “Szacun, jesteście zajebiści!”. Zdarza się, że łamie procedury – zdejmuje gogle i maskę, by umierający pacjent mógł przed śmiercią zobaczyć twarz człowieka.Ma dwu i półroczną córkę, która właśnie pierwszy raz w życiu poszła do przedszkola i jest zachwycona.

Elżbieta Balcerzyk-Barzdo

SZEFOWA SOR-U W SZPITALU ZGIERZU

Jej zespół jest zgrany, bywa, że spędzają ze sobą trzy doby z rzędu. By oswoić stres, wymyślają sobie ksywki – jest wśród nich “Porwana z Wuhana” i “Suchan z Wuhan”. Przekazanie wieści, że będą przyjmować tylko COVID-y, było najtrudniejszą rozmową w jej zawodowym życiu. Wkrótce zachorował na COVID jeden z najmłodszych ratowników i zmarła jej młoda, pierwsza pacjentka z koronawirusem. Potem było już lepiej – pierwsze zdrowe dziecko zakażonej koronaworusem matki urodziło się właśnie w jej szpitalu. Pracoholiczka, wspierana przez męża-lekarza, który jest “tylko” pracowity, 1 września świętowali 19 rocznicę ślubu, a ich córka zaczęła 8 klasę. Załatwiła sobie edukację domową, nie chce ryzykować, że przyniesie ze szkoły koronawirusa i zarazi dziadków.

Jadwiga Caban-Korbas

PRAWIE 30 LAT BYŁA SZEFOWĄ SANEPIDU W SŁUBICACH

Gdy w Sylwestra 2019 roku chiński rząd oficjalnie poinformował świat, że w Wuhan pojawiła się tajemnicza choroba, ona bawiła się w mężem w filharmonii. Miała złe przeczucia, ale nie wiedziała, że to ona wezwie karetkę po polskiego pacjenta zero. Próbowała zatrzymać panikę w mieście i opowiadała żartobliwie o życiu osobistym pacjenta. Politycy zarzucili jej łamanie RODO, a mieszkańcy miasta rozwiesili w centrum baner: “Zostawcie Cabankę”. Zwolniła się z pracy, żartuje, że karierę zakończyła “z przytupem”. Właśnie przeprowadza się z mężem do Warszawy. Teraz pół roku będzie chodzić do Opery, a pół roku po Tatrach.

Lekarz rezydent

REZYDENT W SZPITALU, KTÓRY Z DNIA NA DZIEŃ ZOSTAŁ PRZEKSZTAŁCONY W JEDEN Z NAJWIĘKSZYCH SZPITALI ZAKAŹNYCH W POLSCE.

Co dzień walczy do końca o umierających na COVID pacjentów, aż anestezjolog przerywa mówiąc, że to już tylko przedłużanie cierpienia. Jego dziewczyna jest psychologiem i prosi, by poszedł terapię, ale on nie chce. Odreagowuje oglądając z nią seriale na “Netflixie” i czyta – jego “pandemiczna” książka to “Los utracony” Kertésza. Mama lekarka odradzała mu medycynę, bo nie lubił się uczyć. Dziś lubi, chce zrobić trzy specjalizacje.

Woli zostać anonimowy, bo jest najmłodszy na oddziale, a do tego opowiedział w książce historie z prywatnego życia, a nie dzieli się nim nawet swoim profilu na Facebooku.

Lekarz rezydent z Warszawy

JAKO DZIECKO ZAMIESZKAŁ W USA, TAM STUDIOWAŁ MEDYCYNĘ. WRÓCIŁ DO POLSKI, BO TĘSKNIŁ.

Policjanci wręczyli mu pismo wojewody – nakaz pracy w innym mieście. Z dnia na dzień trafił do powiatowego szpitala, w którym prawie wszyscy pacjenci zostali zakażeni, a niemal wszyscy lekarze i pielęgniarki uciekli. Co dzień, gdy wracał stamtąd do domu, żona czekała w progu. Skończył misję, gdy ewakuował ostatniego pacjenta. Dwóm uratował życie. Gdy trafił na kwarantannę, sanepid trzymał go na niej miesiąc. Chce być anonimowy, by nie zawstydzać i nie piętnować publicznie medyków, których wtedy, w tym szpitalu, ogarnęła niemoc.