Zmieniają nas w zakaźny

lekarz rezydent z jednego z największych szpitali w Polsce

Godzina 17.00. Jestem już w domu, pod dyżurze. Dostaję SMS od kolegi, który został na nockę: „Zmieniają nas w zakaźny. Jutro wypisujemy wszystkich chorych. Mamy na to jeden dzień. Decyzja wojewody”.

To forward wiadomości, którą dyrektor szpitala wysłał na służbowe komórki lekarzy dyżurnych. Sam dowiedział się przed chwilą. Nie mógł zebrać zespołu, przekazać tego na żywo. Większość personelu już w domach. Do wiadomości dyrektor dopisuje P.S.: „Roześlijcie kolegom, którzy już wyszli!”.

Ogarnia mnie lęk.

Nie chciałem pracować w szpitalu zakaźnym, nie spodziewałem się też, że to się kiedykolwiek stanie. Marzyłem, że zostanę pediatrą albo kardiologiem. Jestem w trakcie specjalizacji.

Pierwsza ofiara śmiertelna.

Pokazuję SMS swojej dziewczynie. Mówię, że jest pierwsza ofiara śmiertelna koronawirusa w Polsce, że kazali mi wypisywać chorych, bo mój szpital szykuje się na pacjentów z COVID-em, że wszyscy dowiedzieli się przed chwilą. Mówię i czuję, jak w jednej chwili dopada mnie zmęczenie. Milknę. Patrzę na moją dziewczynę, ona też milczy. Podchodzi i mnie przytula. Na pewno cisną się jej na usta liczne pytania, ale widzi po mnie, że jestem makabrycznie zestresowany. Jestem jej mega wdzięczny za to milczące wsparcie – właśnie takiego potrzebuję. O czym mam rozmawiać? Że się boję, i że to jest jedna wielka niewiadoma?