Kto ma prawo do wcześniejszych szczepień?

DR N. MED. GRZEGORZ OPIELAK–PSYCHIATRA

W związku z obecnymi wydarzeniami, chciałbym jako praktykujący lekarz odnieść się do obecnych w mediach informacji o rzekomych uchybieniach w ramach przeprowadzonej akcji szczepień przeciwko SARS-COV-2. Wszystkich nas, delikatnie mówiąc, zdziwiła wiadomość o zaszczepieniu osób w żaden sposób nie wpisujących się w grupę 0, a zwłaszcza aktorów i lokalnych polityków nie będących lekarzami.

O ile politycy wykonujący zawód lekarza lub przynajmniej posiadający takowe wykształcenie, zawsze mogą porzucić politykę i wrócić do macierzystego zawodu. Ale osoby nie związane ani z medycyną, ani rodzinnie z kimś z „grupy 0” stanowią pewien istotny „problem” w grupie szczęściarzy którym podano szczepionkę przeciwko COVID-19.

Z jednej więc strony jako praktykujący lekarz, czyli osoba która w pierwszej kolejności miała prawo do szczepień, mógłbym dać upust swojej frustracji czy niezadowoleniu, ale z kilku opisanych poniżej powodów tego nie zrobię. Jak zwykliśmy w Polsce mawiać – każdy kij ma dwa końce, więc niekoniecznie to co się wydarzyło, musi być jednoznacznie negatywne w skutkach i globalnej ocenie. Oczywiście odbiór społeczny to jedyne co na razie znamy, ale mnie chodzi raczej o to, do czego cała ta sytuacja już doprowadziła, lub dopiero doprowadzi.

Medycyna rozwija się pewnego rodzaju „skokami”.

Owe etapy to jakieś „wynalazki”, które później okażą się jej kamieniami milowymi, a niewątpliwie jednym z takich odkryć były szczepionki, Dzięki nim pożegnaliśmy się z niektórymi chorobami, chociaż… Może nie do końca pożegnaliśmy, bo w takiej sytuacji szczepienia nie byłyby już potrzebne, ale potrafimy te choroby kontrolować. Pod jednym wszakże warunkiem – szczepienia muszą być przeprowadzone na dużą skalę, w przeciwnym razie najbezpieczniejsze i najlepsze szczepionki nie będą działać! Tutaj dochodzimy do pierwszego pozytywu obecnej sytuacji – każda zaszczepiona osoba, po zbudowaniu u niej odporności staje się swoistym „murem oporowym” pomiędzy osobą zakaźną a potencjalnym chorym. Im więcej zaszczepionych, tym trudniej o kontakt z patogenem i zachorowanie u niezaszczepionych (z różnych względów). A w końcu o to w tym wszystkim chodzi – o jak najmniejszą ilość nowych zachorowań.

Kolejność szczepień- teoria, a praktyka.

Sama idea ustalonej kolejności szczepienia według grup i potencjalnego narażenia na zakażenie nie jest niczym złym, powiedziałbym nawet że zupełnie logicznym. Z drugiej strony już na samym początku cyklu szczepień okazuje się że to jednak nie do końca tylko pracownicy służby zdrowia (jako potencjalni superroznosiciele) będą pierwszymi którym przypadnie kontakt z mRNA zawartym w szczepionce. Słabo! Dodatkowo mamy świadomość jak wiele trudności logistycznych wiąże się z obecnie używaną szczepionką. Niestety niemal hurtowa forma ich pakowania i późniejszej dystrybucji uniemożliwia niekiedy pełne ich wykorzystanie, było nie było cennego, preparatu. W takiej sytuacji udzielenie szczepionki osobom trzecim – rodzinom pracowników służby zdrowia i wąskiej grupie innych osób jest jak najbardziej na miejscu. Może ktoś zapytać dlaczego w takim razie nasze rodziny mają być w jakiś sposób uprzywilejowane? Bo osoby z którymi mieszkamy i kontaktujemy się na co dzień stają się, podobnie jak my, narażone na infekcję koronawirusem – fakt ten nie wymaga żadnego dodatkowego tłumaczenia. Co do samej zasady udzielania szczepionek osobom „trzecim” to odbywa się to na mocy odpowiednich przepisów. Problem w tym, że te przepisy albo niektórzy starają się obejść, albo nagiąć, albo jedno i drugie.

Z tego co wiemy, w miejscu w którym doszło do zaszczepienia osób spoza grupy „zero” trwa postępowanie wyjaśniające, prowadzone chyba zarówno przez ministerstwo, jak i przez władze Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Dopiero wyniki tego postępowania dadzą odpowiedź jak to wszystko się stało i czy rzeczywiście doszło do nadużyć, a do czasu ukończenia tegoż postępowania nie wypada na ten temat spekulować.

Mimo wszystko ludziom podobnym do mnie, czyli mających kontakt z potencjalnie zakaźnymi pacjentami (zarówno na oddziale jak i w poradni), może nie mieścić się w głowie że osoby spoza „zerowego” kręgu mogą mieć prawo do wcześniejszych szczepień. Niby proste i oczywiste, ale z drugiej strony nie wszystko wydaje się takie być! Zawsze podkreślam fakt, że w naszym kraju najwięcej do powiedzenia najczęściej mają osoby spoza kręgu posiadających specjalistyczną wiedzę, a tym samym jakiekolwiek prawo do głosu w dyskusji. W obecnej sytuacji  dochodzi jeszcze coś – rozumiem że głosy oburzenia pochodzą od osób, których wściekłość wynika z ciągłego wyczekiwania na swoją dawkę szczepionki i w pierwszym możliwym dla siebie momencie zgłoszą się po nią. W przeciwnym razie znowu mamy do czynienia z przysłowiową burzą w szklance wody, lub po prostu szukaniem argumentów w dyskusji – obyczajowej, politycznej czy innej.

Starając się podsumować moje przemyślenia i spostrzeżenia, to uważam że po pierwsze poczekajmy na ustalenia pokontrolne, po drugie (prawdziwa czy wymyślona) akcja szczepienia osób publicznych przybrała nieoczekiwanie na rozgłosie. Czy tym właściwym? Nie wiem, ale jeśli z tego powodu kolejne osoby zdecydują się na poddanie szczepieniom to wynik tej „akcji” będzie pozytywny.