Trudy życia w czasie pandemii okiem nerwicowca

RADEK – KASJER I PRACOWNIK SŁUŻB MUNDUROWYCH

W trakcie obecnie trwającej zarazy, byłem zmuszony porzucić wszelkie swoje nawyki i przyzwyczajenia dla dobra swojego i najbliższych, nawet otarłem się pewnie o szpital przez swoje momentami nienormatywne zachowanie.

Jestem prawie 30-letnim kawalerem i do tej pory mieszkam dalej na wynajmie.

Swoje życie zawodowe dzieliłem przez ostatnie lata między handlem (kasjer w jednej z zagranicznych sieci), a służbami krajowymi, kosztem życia socjalnego i znajomości (zwyczajnie, za cel nadrzędny obrałem sobie odłożenie pewnej kwoty, by ruszyć sprawy kupna mieszkania i mieć nadzieję ułożenie w końcu życia w przyszłości). W związku z wysokim nakładem pracy w obu miejscach pracy, w wyniku osłabienia kadr przez pandemię byłem zmuszony do opuszczenia jednego z mniej pewnych miejsc do zarabiania, ponieważ zwyczajnie nie dawałem rady pogodzić ze sobą pracy na dwóch etatach, gdzie jeszcze mieć choćby odrobinę czasu na wszelkie życie, czy choćby odpoczynek. Po kilkunastu miesiącach życia na najwyższych obrotach, między dwoma pracami, zwyczajnie zasłabłem we własnym łóżku oraz wracając z pracy do domu. W międzyczasie dostałem jeszcze informacje o chorobie u jednego rodziców i kwarantannie drugiego, która do końca podłamała już wcześniej naruszone nerwy, frustracje oraz cele. Wielkie obietnice służb spełzły na niczym, nie prowadzą naborów, a wcześniej obiecana posada trafiła się komuś protegowanemu.

Następne dni, tygodnie i miesiące spędziłem na kończeniu zobowiązań oraz poszukiwaniu sposobu na załatanie dziur w życiu, które przez ostatnie miesiące sobie sam stworzyłem. Nie byłem sobą, wpadłem w wir nerwów, kłamstw na każdy temat (by ukryć swoje potrzeby i rozterki), przygodnych spotkań (w tym i seksualnych, mimo zakazów), samotnych nocnych spacerów oraz wiecznego poszukiwania coraz to nowych, coraz mniej logicznych wymówek, by usprawiedliwić swój toksyczny wobec każdego stan. Nie ukrywam, że też w międzyczasie zdarzało mi się za dużo wypić oraz co jakiś czas zapalić, nie tylko papierosy. Doszło nawet do tego, że prawie wyrzucono mnie z mieszkania za nieobyczajne zachowanie i złe prowadzenie się.

Kumulacja wszelkich emocji doprowadziła mnie na skraj wytrzymałości.

W pracy, tej którą do teraz staram się utrzymać, byłem niczym podpięty do prądu, wiecznie wściekły na siebie i innych, rozbity emocjonalnie, nawet zaczynałem czytać o depresji, snułem się po domu głośno myśląc. Doszło nawet do tego, że w wyniku nerwów wstępnie spakowałem wszystkie swoje rzeczy i byłem gotowy wziąć tylko to co niezbędne, trzasnąć drzwiami i rzucić wszystko, zostawić kontakt do wieloletniego współlokatora i klucze u najbliższych, by zabrali moje rzeczy i wyjechać gdziekolwiek. Tylko to wszystko okazało się tylko moim zaburzeniem percepcji, odchyłem od normy. Wszystko załatwiła prosta rozmowa w cztery oczy z kilkoma osobami i szczere przeprosiny. Rodzice obecnie już wyzdrowieli i w najbliższym czasie wybieram się do nich pierwszy raz od paru miesięcy.

Po tym epizodzie oraz kilkukrotnej rozmowie z najbliższymi oraz z szefową podjąłem się decyzji chęci dalszej, możliwej za ich zgodą, współpracy ze wszystkimi, tylko tak od zera, by każdy po tym co ostatnio przeżyłem mógł wysłuchać moich pobudek, wejść na chwilę w moje buty i zrozumieć jak silne emocje mną kierowały i jaki miały wpływ na moje zachowanie oraz działania w stosunku do innych. Na chwilę obecną czekam po wszystkim na rozwój sytuacji. Wszystko już zostało powiedziane, ale niestety niestabilna dusza wymaga ode mnie jeszcze nabrania sporej ogłady.