Nie jesteśmy robotami…

KASJER W SKLEPIE NA ŚLĄSKU

W marcu biliśmy rekordy obrotów, w moim sklepie budżet był wykonany na poziomie 230-280% dziennie. Po zamknięciu szkół z 15 osobowej załogi zostało zaledwie 7 osób. Głównie osoby 50+ i ja. Pracowaliśmy w systemie zmianowym przez 2 tygodnie. Sklep był czynny od 6 00 do 0:00, a przed świętami dodatkowo był otwarty także w nocy. Firma wielokrotnie podkreślała, że chodzi tu o komfort klientów jednocześnie zapominając o nas. Dziennie mieliśmy do rozładowania całą naczepę lub nawet dwie. Uratował nas tylko limit klientów, dzięki czemu jedna osoba obsługiwała kasy, a pozostali piekli pieczywo i wykładali towar na półki. Udało się nam wtedy uniknąć zakażeń, przynajmniej w moim rejonie, z tego co wiem. 

Latem wszystko wróciło do normy… 

Obecnie jednak sytuacja w niektórych sklepach jest dramatyczna. Na zmianach są po 3 osoby. Kierownik i dwóch kasjerów, a obroty sięgają 120-130%. Limit klientów 75 -99 osób na sklep. Jesteśmy wykończeni, a dodatkowo jesteśmy dziesiątkowani przez koronawirusa, jak i kwarantanny. Kierownictwo firmy wysyła nam smsy, że mamy z dnia na dzień przychodzić na inne godziny pracy. Nie da się nic zaplanować. Praca do północy lub do 2 w nocy powoduje, że musimy wracać czasem po kilka kilometrów na piechotę i nikogo to nic nie obchodzi, bo jesteśmy zastraszani, że w przypadku spadku obrotów będą cięcia. Żyjemy w ogromnym napięciu, ponieważ ludzie wyżywają się na nas, że za mało kas, że towar na magazynie, a nie na półce, a dodatkowo też mamy rodziny i nikt nie chce z nas czegoś przywlec do domu. 

Nie mamy ani siły, żeby jeszcze w niedziele pracować, ani ludzi.

Nadgodzin w firmie się nie toleruje, bo są drogie. Ma być wszystko zrobione i tyle! Dlatego jesteśmy przeciwni otwarciu sklepów w niedziele, ponieważ nie będzie miał kto stanąć za ladą. W Czechach premier zamknął sklepy w niedziele na czas pandemii, a u nas?! Czy 24h przez 6 dni to mało? 

Nie jesteśmy robotami…